![]() ![]() |
![]() |
|
Niepodległość, 1983, Numer 16 |
||
![]() |
Zagrożenie |
|
Zwracamy się do ludzi kultury, którzy po 13 miesiącach od 13
grudnia 1981 roku stawiają sobie trudne pytanie: co dalej? Czy nadal
manifestować sprzeciw wobec przemocy i bezprawia – czy też przerwać bojkot
telewizji, radia i oficjalnych imprez kulturalnych? Stan wojenny został
formalnie zawieszony, internowani wrócili do domów, skończyły się masowe,
publiczne protesty, ludzie są zmęczeni i wydaje się, że bojkotu utrzymać się
nie da. Stan wojenny trwa. Po piętnastu miesiącach nadziei – nadzieję nam
odebrano, stosując podstęp i przemoc na skalę trudną przedtem do
wyobrażenia. W ciągu jednej nocy życie Narodu i cała jego kultura zostały
sparaliżowane, pozostawiono tylko wojskowe komunikaty, wojskowe piosenki i
dwie gazety – wojskowa i partyjna. Nie wolno nam o tym zapomnieć, taki jest
bowiem fundament, na którym władze PRL chcą budować kulturę narodową. Od
tamtych dni odebrano nam na stałe wiele ze swobód obywatelskich i
samorządnych instytucji – jak utrzymywała WRON – tymczasowo. Nie ma miejsca na złudzenia. Wiemy, że partia, rząd i generałowie prowadzić będą nadal bezwzględną pacyfikację polskiego narodu. Nie ugną się, nie zawrą ze społeczeństwem żadnych prawdziwych i trwałych kompromisów. Potrzebują nas, ludzi kultury, abyśmy ułatwili im zadanie stwarzając pozory normalizacji, przekonując ludzi, że bezprawie jest prawem, zniewolenie wolnością. Mamy odbierać wolę oporu, tłumić poczucie krzywdy, błahymi dziełami przynosić zapomnienie. Po kolejnych kryzysach społecznych jakie z winy władzy przeżywaliśmy od 1945 r. środowiska twórcze udzielały kredytu zaufania Bierutowi, Gomułce, Gierkowi. Potem przychodził okres opamiętania, demaskowania a jednocześnie czas rozpaczy i wstydu. Następnym razem nikt już nie uwierzy tym, którzy spróbują się pokajać i wytłumaczyć. Jeśli poniechamy oporu – pozwolą nam „ratować substancję”. W przeciwnym wypadku całą „substancję” wraz z nami zniszczą, tak jak się pali zbuntowaną wieś. Spokojni i zrezygnowani mieszkańcy tej wsi przeklną za to nie ich – lecz nas. Nie można niestety przewidzieć, jak wyglądałaby ta „substancja” uratowana kosztem autocenzury, samoograniczenia. Zdania bywają na ten temat różne, doświadczenia niejednoznaczne. Ciągłość kultury narodowej i jej podstawowych instytucji jest rzeczą ogromnej wagi – wiemy jednak, że przez całe 35 – lecie władze PRL starały się tą ciągłość zrywać, zastępując żywą tradycję symbolami wyzutymi z treści. Twórcom kultury udało się wbrew zakazom i ograniczeniom dokonać niemało. Jednak przy ich współudziale powstało też w sferze polskiej kultury wiele zła, idee dzieł zakłamanych, moralnie dwuznacznych, zacierających granice między prawdą a kłamstwem. „Substancja” zduszona i ubezwłasnowolniona zamienia się w bezkształtną masę, zaczyna gnić. Nic nie wskazuje, by władze przerażone po Sierpniu i upojone sukcesem po grudniu 1981 miały polskiej kulturze pozwolić na względnie nieskrępowany rozwój. Niech nas nie wprowadza w błąd pozorny: znaczek pocztowy z Miłoszem, przedstawienie Mrożka w teatrze, wiersz Woroszylskiego w radio, wydana powieść Brandysa. Podobnie jak w życiu społecznym, gdzie sprawiedliwość zastępuje się możliwością udzielania łaski, także i w sztuce zaciera się świadomie granice liberalizmu i terroru, arbitralnie rozdziela kary i nagrody, inicjuje istotnie nową – politykę kulturalną zamętu. Publicyści obozu władzy zastanawiająco często mówią o kryzysie wartości, upadku autorytetu. Byłoby to prawdą, gdyby chodziło tylko o ich obóz właśnie, oni natomiast starają się swe tezy rozciągnąć na wszelkie autorytety i wartości. Ludziom kultury przypada w tej sytuacji zadanie szczególne. Kultura bez poczucia wartości nie istnieje. Jej dzieła stają się nieczytelne, jeśli zapomnimy, czym dla ludzi je tworzących były – prawda, dobro, poczucie winy, potrzeba zrozumienia drugiego człowieka. W Polsce dnia dzisiejszego twórcy kultury – czy chcą tego czy nie chcą, biorą na siebie odpowiedzialność za wartości moralne, te istniejące od tysiącleci. Nie jest to bynajmniej abstrakcja. Przytłaczająca większość naszego społeczeństwa pokazała w ciągu ostatnich lat, że wierzy w wartości, w chrześcijańskie miłosierdzie, w ludzką godność. A więc nosi ją w sobie i nie da ich sobie łatwo wydrzeć. Prawda, że siły przemocy są wielkie, że – w kategoriach społecznych, instytucjonalnych – nic nie zapewnia rychłego końca i zwycięstw. Nie jest jednak prawdą, że jesteśmy bezsilni, że wszystko mogą z nami zrobić. Nie mogą rozerwać więzi powstałych między Polakami w ciągu ostatnich lat i nie mogą sprawić, byśmy zrezygnowali z naszych aspiracji i ideałów. Ponad rok trwa bojkot, zastosowany wobec władzy zastosowany przez niemal całą elitę intelektualną i jest to z punktu widzenia tej władzy klęska niezwykle bolesna. Dla wszystkich, którzy się tym zmaganiom przyglądają oznacza to zwycięstwo racji wyższych nad „racjonalizmem” nihilistów i cyników. Już to samo, obok rozwijających form kultury niezależnej, przywraca nadzieję. x x x Władze kuszą, grożą, podwyższają stawki posłusznym, zamykają stowarzyszenia i całe instytucje kulturalne, krnąbrnym palą samochody i przebijają w nich opony. Bojkot staje się coraz bardziej uciążliwy, wymaga coraz więcej poświęceń. Są tacy, którzy mówią, że ten najdłuższy strajk stanu wojennego trwa zbyt długo, że skończyć się może w sposób dla kultury polskiej zbyt bolesny. Ich zdaniem należałoby uznać, że zrobiło się swoje i po prostu wrócić do telewizji, gdzie jest miejsce komediantów. Rok – to wystarczy. Gdyby tak się stało, gdyby bojkot i protest zakończyły się cichą kapitulacją, oznaczałoby to, że polscy twórcy kultury raz jeszcze przystępują do spółki z władzą, że w społeczeństwie podzielonym na wyzyskiwanych i wyzyskujących wybrali miejsce uprzywilejowane. Byłby to straszny przykład dla innych: że opór jest daremny, że trzeba się poddać, że inaczej nie warto. Potem zaczęłoby się życie w upokorzeniu – tym większym, że władza musiała tak długo czekać, aż artyści, jak powiedział wiceminister Rakowski „wrócą do niej na kolanach”. Władza ta jest mściwa i innych powrotów nie uznaje. Na twórców kultury patrzą robotnicy, patrzy młodzież. Ona na pewno będzie pamiętać, jakkolwiek się teraz zachowa. Jeśli naprawdę wrócimy na kolanach, jeśli usadowimy się na powrót w przedpokojach władzy – może się zdarzyć, że rzucimy tym na kolana innych, odbierzemy im wolę oporu. Oddając własne twarze na użytek przemocy wzmocnilibyśmy jej siłę w sposób trudny do przewidzenia. Nie wybaczono by nam tego nigdy i sami sobie byśmy tego nie wybaczyli. x x x O tym, czy bojkot trwać może w jego dotychczasowej postaci
zadecydują sami artyści i twórcy kultury, a sprecyzowane stanowisko w tej
materii zajmą osoby znane im bezpośrednio i obdarzone zaufaniem.
Pragnęlibyśmy jednak w tym miejscu przypomnieć o kilku sprawach
zasadniczych: x x x Wchodzimy jako społeczeństwo w okres niezmiernie trudny, zarówno pod względem moralnym i jak i materialnym. Do tego, by zdobyć się na odwagę i wytrwałość potrzebna jest nadzieja, pomoc i oparcie w innych. Władza zaskakuje nas coraz to nowymi decyzjami, co raz to nowymi akcjami propagandowymi, najwyraźniej obliczonymi na to, by nas zmęczyć, zdezorientować, rozbić solidarność grup społecznych. Dlatego rzeczą wagi państwowej będzie zachowanie tej solidarności, utrzymanie stałych wzajemnych kontaktów. To pomoże nam w ocenie wciąż zmieniającej się sytuacji i ułatwi podejmowanie konkretnych decyzji. Nie dajmy się podzielić, skłócić wzajemnie. Nie szafujmy zbyt łatwo określeniem „kolaborant”, już było ono bowiem nieraz nadużywane. Powinniśmy raczej podtrzymywać załamujących się niż ich z góry potępiać. To pewne: „spisane będą czyny i rozmowy” – już są spisywane. Tam jednak, gdzie możemy zapobiec temu, by ktoś zrobił coś niewłaściwego – uczyńmy to. Walczmy w końcu o ludzi i o wartości w nich tkwiące STYCZEŃ 1983 |
||
![]() |
||
![]() |
![]() |