Niepodległość, 1982, Numer 10 |
||
Andrzej Krasuski - Przesłuchanie w sprawie "S" z Bełchatowa |
||
Poniżej prezentujemy sprawozdanie z jednej z wielu rozpraw
jakie toczą się obecnie przed sądami PRL. Pokazuje ona, że w sytuacjach
ostatecznych nie ma już sensu spór o legalność czy nielegalność zarzucanych
czynów. Idzie przede wszystkim o ocenę moralną postępowania, o zachowanie
godności ludzi, którzy bezprawnie zostali postawieni przed sądem.
Andrzej Krasuski Sąd – Co oskarżony ma do powiedzenia w sprawie? Krasuski – Na wstępie chciałbym potwierdzić to, co podałem na zakończenie śledztwa. Przede wszystkim nie przyznaję się do winy, uważam, że tego co zrobiłem w ogóle nie można rozpatrywać w kategoriach winy. Natomiast przyznaję się do popełnienia części zarzucanych mi czynów. Od marca do połowy kwietnia współpracowałem z biuletynem “Solidarność Wojenna” z nr 6 i 7. Rozprowadzałem również nasz biuletyn oraz wydawnictwa otrzymane przeze mnie w Warszawie wśród kilku kolegów w swoim zakładzie pracy. Przyznaję również, że przekazałem kol. Matyśkiewiczowi drukarenkę i pojemnik z farbą. Urządzenie do drukowania wykonałem sam na budowie w październiku. Komisja Zakładowa Geoprojektu, której byłem członkiem powierzyła mi we wrześniu 81 r. redakcję i powielanie biuletynu zakładowego. Stąd wzięła się potrzeba wykonania drukarenki, która następnie pozostawała w moim posiadaniu do marca 82 r. Stanowczo zaprzeczam, jakobym w okresie od 13 grudnia do początku marca prowadził jakąkolwiek działalność związkową czy wydawniczą. Mój domniemany udział w zebraniach po 13 grudnia nie ma żadnej podbudowy dowodowej. Aby uprzedzić ewentualne pytania oświadczam, że spośród grona oskarżonych znam jedynie 3 osoby: kol. Wyczachowskiego, Matyśkiewicza ze współpracy związanej z biuletynem oraz kol. Gajderowicza z kontaktów towarzyskich – mieszkamy blisko siebie, oraz z akcji pomocy dla rodzin osób internowanych. Kol. Gajderowicz obszedł ze mną mieszkania rodzin internowanych, aby zorientować się w potrzebach tych ludzi. Poza tym nie zgadzam się ze sformułowaniem oskarżenia dotyczącym jakości rozpowszechnianych przez nas informacji oraz mętnego gdybania na temat możliwości wywołania rozruchów w Bełchatowie czy też niepokoju społecznego. Uważałem i uważam nasze informacje za prawdziwe, a co się tyczy możliwości wywołania rozruchów i niepokojów, to sądzę, że aktem 13 grudnia zrobił to za nas ktoś inny. To wszystko, co mam do powiedzenia odnośnie postawionych zarzutów. Chciałbym nieco szerzej zapoznać sąd z motywami mojej działalności, Wysoki Sądzie. Dzień 13 grudnia zastał mnie w Warszawie w domu rodzinnym. Wprowadzenie stanu wojennego było dla mnie i chyba dla całego społeczeństwa swego rodzaju szokiem. Od pierwszego dnia przypuszczono również na mój Związek “Solidarność” bezkompromisowy atak, kłamliwy atak. To oburzało najbardziej. Dla przykładu podam kilka spraw, które wywarły na mnie największe wrażenie. W jednym z grudniowych “Głosów Robotniczych” opublikowano fotokopie rzekomych list płac działaczy Regionu Łódzkiego. Były tam m. in. fotografie czeków bankowych wystawionych imiennie z komentarzem wyraźnie sugerującym, że są to gaże, czy też bezprawnie zagarnięte pieniądze. Wysoki Sądzie, o to samo więc można oskarżyć bezkarnie prawie każdego członka KZ w Polsce, a więc i mnie. W naszym archiwum są identyczne czeki wystawione na moje nazwisko. Operacje bankowe załatwiają bowiem osoby fizyczne, a nie prawne. Pobierane przeze mnie i jak sądzę przez kolegów z Łodzi pieniądze szły na potrzeby związkowe – zasiłki, prasę, wydawnictwa itp. Inna sprawa: w sposób tyleż oszczerczy co prymitywny środki masowego przekazu oskarżały i nadal oskarżają “Solidarność” o przygotowanie zbrojnego przejęcia władzy. Ja, jak miliony Polaków przecierałem 13 grudnia oczy ze zdumienia, rozglądałem się w gronie znajomych, również innych, czasem potężniejszych organizacjach zakładowych Związku i jakoś nigdzie nie mogłem dostrzec tych dyszących żądzą krwi i mordu band siepaczy z “Solidarności” mających rzekomo, według przygotowanych list mordować kobiety i dzieci. Ja się pytam Wysoki Sądzie – gdzie są te składy amunicji i broni i w ogóle cała baza organizacyjna, materiałowa w zakresie uzbrojenia, która jest przecież potrzebna na wielką skalę, jeśli ktoś rzeczywiście planuje przewrót. Gdzie są również ewentualni wykonawcy takiej roboty? Odpowiedź jest prosta – nigdzie, bowiem ta cała heca rozpowszechniana przez środki masowego przekazu jest bezczelną prowokacją, mającą na celu przestraszenie społeczeństwa apokaliptyczna wizją krwawej wojny domowej. W styczniu w prasie ogólnopolskiej ukazała się informacja o aresztowaniu i pozbawieniu stanowisk grupy działaczy partyjnych i państwowych z Urzędu Wojewódzkiego w Bielsku Białej, za nadużycia różnego typu. Wszyscy zapewne dobrze pamiętają, że przyczyną fali strajkowej, która ogarnęła ten region była działalność tych właśnie panów. Podniesiono wtedy wielki szum i w środkach masowego przekazu lano krokodyle łzy nad bezczelnością “Solidarności”, która niesłusznie zniesławiła “wypróbowanych” i “kryształowo uczciwych” towarzyszy. Rodzi się pytanie, dlaczego wtedy nie usunięto tych ludzi, lecz poprzez niespełnienie żądań strajkujących załóg podsycano sztucznie całą awanturę. Dla każdego myślącego obywatela odpowiedź jest jasna. Partii i rządowi potrzebne były ciągłe strajki, aby móc wyrzekać na anarchię i w końcu wprowadzić stan wojenny. W ogóle sam mechanizm wprowadzenia stanu wojennego był podejrzany i zakrawał na zwykłe bezprawie. Od kiedy to bowiem Prezydium Sejmu ma prawo bez uzgodnienia z posłami zawieszać cały Sejm? A wiemy przecież, że ta decyzja automatycznie uruchomiła prerogatywy Rady Państwa i umożliwiła jej wprowadzenie stanu wojennego. Poza tym obwieszczenie o stanie wojennym – bez daty i podpisu – tak jakby było drukowane dużo wcześniej i zleceniodawcy nie byli pewni kto w przyszłości będzie pełnił funkcję Przewodniczącego Rady Państwa. Również … S: - Oskarżony mówi o niewątpliwie ciekawych sprawach, ale
Sąd upomina oskarżonego, by mówił na temat, czyli o swojej działalności.
Mowa oskarżonego jest właściwie wystąpieniem politycznym, a nie
wyjaśnieniami przed sądem. Proszę mówić na temat. Na Wojtusia: albo: Na Wojtusia: (bez przerwy tłumiony śmiech na sali). K: - Wysoki Sądzie, cóż ja mogę na to powiedzieć? Mogę
posłużyć się jedynie analogią. W Wielkiej Brytanii nie takie rzeczy wypisuje
się o pani premier Thatcher i jakoś nikt w odpowiedzi nie maca za nożem. |
||