Niepodległość, 1982, Numer 8-9 |
||
Redakcja - Nowy etap |
||
Jeśli chcemy właściwie ocenić znaczenie manifestacji z 31
sierpnia, musimy odpowiedzieć sobie na kilka pytań:
I. Czy manifestacje były potrzebne? II. Czy manifestacje coś dały? Manifestacje przypomniały Zachodowi o Polsce i uniemożliwiły pogodzenie się z ZSRR naszym kosztem a Reaganowi dostarczyły argumentów ułatwiających ostry kurs wobec naszych władz okupacyjnych i zaborczych. Nic dziwnego, że Europejczycy zawodzą z rozpaczy, iż w Polsce daleko do normalizacji tj. powrotu do niczym nie ograniczonej władzy komunistów w spacyfikowanym społeczeństwie niewolników. Sankcje będą kontynuowane, co jest dla nas bardzo korzystne. Wprawdzie odbijają się one na poziomie życia w Polsce, ale w znacznie większym stopniu szkodzą potencjałowi zbrojeniowemu przemysłu PRL, a przez to i Układowo Warszawskiemu. Manifestacje wykazały też, że Generał, jak dotychczas nie potrafił wywiązać się z zadań zleconych mu przez Moskwę, a tam nie lubią niezręcznych lokai. Gdy jeden z generałów Iwana Groźnego przegrał bitwę z Polakami, car kazał zakopać go żywcem w ziemi. Nie wiem czy Jaruzelski zna tę historię, ale na pewno pamięta czasy stalinowskie w Rosji: wie co robi Moskwa ze swymi ludźmi, gdy okażą się nieprzydatni (por. losy Bieruta, Gomułki i Gierka). Manifestacje przypomniały więc Generałowi co go czeka. Manifestacje wykazały wszystkim – również niezdecydowanym – represywność systemu. Nawet noworodki na Żelaznej odczuły na własnej skórze czym jest komunizm (wrzucono tam gazy). Aresztowani, w większości przypadkowi przechodnie, będą innymi oczami patrzeć na stan wojenny. Tyle plusy. Po demonstracjach majowych władza nauczyła się radzić sobie z manifestantami bez starć wręcz, gazując całe dzielnice miast, nie dopuściła do zebrania się większych grup. Społeczeństwo natomiast nie wyciągnęło żadnych wniosków, nie przygotowało się do gazowania, panowały jak zwykle brak organizacji (ludzie poszli jako jednostki) i dezorientacja. Tylko władza działała planowo i racjonalnie dozowała środki zaradcze począwszy od bardzo umiejętnej propagandy TV (eskalacja napięcia i strachu) do mordowania demonstrantów, gdy zaszła potrzeba. Jeśli 31 sierpnia był manifestacją zorganizowaną przez „S”, to lepiej, żeby następne wystąpienia miały charakter żywiołowy – mniej gadania i przygotowań, a efekt taki sam. III. Jak okupant odpowie za 31 sierpnia? Choć nie wierzymy w zawarcie rozejmu z komunistami (kolejne uroczyste porozumienie przed kolejnym policyjnym uderzeniem), jeśliby okazał się on możliwy, partie niepodległościowe powinny wykorzystać ten krótki okres wytchnienia dla umocnienia podziemia i strukturalnego osłabienia systemu. W ramach ostrych represji okupant przygotowuje proces KOR-u, który będzie tylko wstępem do procesu „ekstremy Solidarności”. W tym momencie nasuwa się smutna refleksja: Kuronia czeka ten sam los jaki wcześniej komuniści zgotowali Moczulskiemu korzystając z przyzwalającej obojętności „S”. Przypomnijmy, że kiedy aresztowaniem zagrożeni byli Kuroń i Michnik „Solidarność” zagroziła strajkiem i uzyskała zastopowanie akcji SB. Ale kiedy po upływie roku od uwięzienia Moczulskiego Komitet Obrony Uwięzionych za Przekonania chciał zorganizować marsz gwiaździsty, „S” wymogła jego odwołanie, „żeby uniknąć prowokacji władz”. Dziwne, że obrona jednych nie była prowokowaniem władz, a walka o drugich tak. Przepraszamy, opozycja demokratyczna zdobyła się na bohaterstwo i wystosowała list protestacyjny na przełomie 1980/1981 r. teraz Kuroń i Moczulski (o którym lewica laicka głosiła po cichu, że jest prowokatorem) będą odpowiadali z jednego artykułu, choć w różnych procesach. Piszemy o tym tak ostra nie dlatego, że podzielamy poglądy L. Moczulskiego w całej rozciągłości (nie jesteśmy nacjonalistami), ale dlatego, że uważamy, iż czerwonym nie wolno pozwolić na bezprawie wobec nikogo, jeśli chce się występować w obronie pewnych stałych wartości i nie trafić do obozu w drugiej kolejności. IV. Jaki przyjąć wariant działania? O ile pierwszy z wymienionych celów można osiągnąć kontynuując taktykę okresowych demonstracji ulicznych, o tyle drugi może nastąpić tylko w wyniku udanego strajku generalnego połączonego z wyjściem na ulice (taktyka z grudnia 1970, organizacja z sierpnia 1980). To zaś musi być poprzedzone budową sprawnej organizacji podziemnej. Jak na razie „S” udowodniła, że tego nie potrafi, a do konspiracji nadaje się najmniej. Część działaczy uprawia wręcz sabotaż (notesy z adresami i nazwiskami kontaktowymi itp.) aż dziw bierze, że nie wszyscy jeszcze siedzą. W Polsce są cztery regiony o decydującym znaczeniu politycznym i strategicznym: Pomorze, Dolny Śląsk, Warszawa i najważniejszy Górny Śląsk, z tego stolica jest zorganizowana bardzo źle (tu święci triumfy idea społeczeństwa podziemnego), a Górny Śląsk wcale (bez pomocy innych dzielnic grozi tamtejszej konspiracji unicestwienie). Zaczynanie akcji bez stworzenia opartego na wzorcach wrocławskich sprawnego podziemia obejmującego przynajmniej owe cztery regiony będzie samobójstwem. O wszystkim decyduje organizacja, a więc kadry. Bez zawodowego aparatu konspiracji (np. z zagrożonych aresztowaniem oraz internowanych zwalnianych z obozów, którzy przychodziliby do podziemia), komórek wywiadu i legalizacji, nie możemy nawet marzyć o udanej akcji powstańczej, tym bowiem byłby strajk generalny. Dlatego m. in. propagujemy ideę Polskiego Państwa Podziemnego. Obalenie Wrony mogłoby być jego pierwszym sukcesem, umożliwiającym legalne działanie jakiejś części „Solidarności”, w razie porażki zaś mielibyśmy szansę kontynuowania oporu. Co zaś się tyczy strony organizacyjnej demonstracji
ulicznych, po 31 sierpnia nasuwają się pewne wnioski praktyczne: V. Czy wystarczy mieć rewolucyjną taktykę? „S” zamiast wikłać się w program społeczeństwa podziemnego, rezygnować z budowania TRWAŁYCH struktur podziemnego licząc na strajk lub cud w każdym przyszłym tygodniu i nowe porozumienia (tym razem bardziej uroczyste, może nawet I Sekretarz będzie przysięgał na Biblię), powinna pozostawić władze okupacyjne przed jasną alternatywą polityczną: ALBO okupant zezwala na legalne działanie „S” w pewnym korzystnym dla nas zakresie – wówczas przestaje być okupantem, choć pozostaje agenturą zaborcy, a „S” odsuwa się od opozycji niepodległościowej działającej nadal w konspiracji. Polskie Państwo Podziemne nie powstaje i poprzestajemy na utworzeniu Politycznego Komitetu Porozumienia Stronnictw Niepodległościowych; ALBO „S” przekształca się w organizację podziemną – Związek Walki – pełniący funkcję ogólnonarodowej konfederacji walki z komunizmem, w ramach której działają rozmaite grupy i partie polityczne – „S” staje się wówczas Polskim Państwem Podziemnym prowadzącym również własną politykę zagraniczną (porozumienie i sojusze korzystne dla Polski a nie ZSRR). Niech komuniści wybierają co im się bardziej opłaca! Wyrzekając się z góry drugiego rozwiązania „S” nie tworzy dla Sowietów zagrożenia politycznego, a jedynie problem policyjny, dość łatwy zresztą do rozwiązania – ograniczenie działań podziemia do rozmiarów nie zagrażających ustrojowi komunistycznemu. VI. Czy w rewolucyjnym programie jest miejsce dla „S”? Uważamy, że należy podtrzymywać, a nawet propagować legendę „Solidarności” o ile nie będzie to przeszkadzało rzeczywistym działaniom. Nie możemy bowiem żyć w fikcji, tak jak w fikcji porozumienia żyli i działali przywódcy „Solidarności”. Osoba X zgadza się np. kolportować pisma z napisem „Solidarność”, bo wie, że „S” to dobra organizacja, a jeśli tego napisu nie ma to źle; ktoś inny sprzeciwia się krytyce taktyki „S”, bo to zaszkodzi ruchowi i robotnicy nie będą chcieli czytać, jeszcze ktoś inny czeka na polecenie władz „S”, które z przyjemnością by wykonał, a one mu mówią, żeby się sam zorganizował, obie strony więc czekają a komuniści się cieszą – oto typowy przykład, kiedy mit „S” uniemożliwia rzeczywiste działania. Legenda „S” jest jednak potrzebna, gdyż dostarcza społeczeństwu nadziei i wskazuje na pewne niezniszczalne, trwałe wartości, takie jak wolność, sprawiedliwość, demokracja. Jednocześnie w realnych działaniach politycznych i podziemnych znaczenie „S” (tj. organizacji NSZZ „S”) będzie malało, utraciła ona bowiem funkcję „parowozu rewolucji” na rzecz kształtujących się partii politycznych. Dotychczasowy błąd, popełniony również przez „Niepodległość”, polegał na obarczeniu „Solidarności” realizacją własnego programu, którego związek zawodowy zrealizować nie może. Było to o tyle zrozumiałe, że „S” dysponowała największymi możliwościami (kontakty, powielacze, pieniądze, kadry i przede wszystkim autorytet społeczny) niedostępnym dla małych grup podziemnych. Po wykazaniu różnic programowych między „S” a opozycją demokratyczną należy całą energię skoncentrować na podziemnych działaniach politycznych, o wiele ważniejszych niż związkowe. Obejmowałyby one: Do tego czasu znaczna część grup „S” zostanie wyłapana, a reszta ostatecznie przekona się o beznadziejności idei porozumienia z komunistami i w ten sposób „dojrzeje” do proponowanych rozwiązań. Red. Przypisy: |
||